NAJSZCZĘŚLIWSI NA ŚWIECIE (Demos Shakarian, John i Elizabeth Sherrill)

34,90 

SKU: 8056 Kategoria:

Wznowienie książki zawierającej fascynującą historię Demosa Shakariana.

Książka wydana w serii: KLASYKA RUCHU CHARYZMATYCZNEGO. 

 

————————————————————————————

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO

Oto kolejne wydanie tej niezwykłej książki. Warto w związku z tym
faktem przypomnieć wydarzenia, jakie poprzedziły pojawienie się tej
opowieści po raz pierwszy w naszym kraju. A stało się to, można rzec,
w innej epoce.

Na początku lipca 1978 roku Jan Wojnar, trzydziestoletni inżynier budowlany
z Cieszyna i właściciel firmy budowlanej, dowiedział się od
przyjaciela z Czech, Władysława Zagóry, że na przełomie lipca i sierpnia,
w Budapeszcie, w hotelu Hilton, po raz pierwszy w krajach wschodniej
Europy odbędzie się konwencja organizacji The Full Gospel Business
Men’s Fellowship International. Choć ani jeden ani drugi nie byli zgłoszeni
i nie mieli zarezerwowanych miejsc, pojechali tam zdeterminowani
wielką chęcią uczestniczenia w wydarzeniu.

Organizatorzy nie tylko pozwolili im uczestniczyć w konwencji, ale
w dodatku – ku ich wielkiemu zaskoczeniu – podczas kolacji inauguracyjnej
posadzili ich obok Demosa i Róży Shakarianów. Uznano ich
za gości szczególnych, bo byli jedynymi uczestnikami z Polski i Czech,
a ponadto płynnie mówili po angielsku. W rozmowie z Demosem poznali
w skrócie początki niezwykłego działania Ducha Świętego wśród
przedsiębiorców i ludzi różnych zawodów, w wyniku czego powstało
FGBMFI. Następnie Shakarian zaproponował im przetłumaczenie
swojej książki „The Happiest People on Earth”.

Na obu młodych ludziach wielkie wrażenie wywarła otwartość, z jaką
ci chrześcijańscy przedsiębiorcy w ekskluzywnym hotelu, w komunistycznym 
kraju, 
bez żadnego skrępowania opowiadali o Jezusie przebaczającym
grzechy, przemieniającym życie, uzdrawiającym i napełniającym
Duchem Świętym, a ponadto przy każdej okazji modlili się
z ludźmi, często przy tym używając jednego z darów Ducha Świętego
– glossolalii. Wszystko to działo się tak naturalnie i naznaczone było
tak ewidentnym działaniem Ducha Świętego, że obaj wrócili do domu
całkowicie odmienieni.

Jesienią Jan zabrał się za tłumaczenie otrzymanej książki. Swoimi wrażeniami
podzielił się też z przyjaciółmi podczas jednej z prób zespołu
muzycznego Metanoia, którego byliśmy wspólnie członkami. Książka
bardzo nas zainteresowała. Dlatego Jan przekazał nam jej oryginał oraz
swoje tłumaczenie z propozycją przeprowadzenia prac redakcyjnych
i przygotowania maszynopisu do składu, co z radością uczyniliśmy.
W Neulengbach, wiosce położonej ok. 50 km na zachód od Wiednia,
znajdowała się misyjna drukarnia prowadzona przez znanego Janowi
Brazylijczyka, Paula Jarmoluka, więc jego to poprosił o wydrukowanie
książki. Przez znajomych przekazał maszynopis. Drukarnia stosowała
offsetową technikę druku, a skład tekstu i klisze robiono w Stanach
Zjednoczonych, bo tam do tego celu używano już komputerów. Niestety,
pierwszy nakład aż roił się od tzw. literówek. Skład tekstu okazał
się mocno niedoskonały. Zadanie to powierzono bowiem Jugosłowianinowi
w przekonaniu, że język polski powinien być mu dostatecznie
bliski.

Z tego powodu Jan postarał się, aby do Neulengbach pojechał Marek
Kominek, poligraf z zawodu, cieszynianin, który miał wyeliminować
błędy oraz pracować przy drukowaniu książki. W listopadzie 1979 roku
holenderskie małżeństwo przemyciło kamperem do Cieszyna Biblie,
a wracając do siebie pojechało przez Austrię, żeby zawieźć tam Marka.
W drukarni pracowali głównie Rumuni z pobliskiego obozu dla
uchodźców w Treiskirchen, dla których Paul Jarmoluk, znający język
rumuński, organizował tam nabożeństwa. Dzień pracy zaczynał się
o siódmej rano i trwał do późnych godzin nocnych z przerwami na
obiad i kolację. W pół roku wydrukowano, oprawiono i obcięto około
75 tysięcy egzemplarzy książki „Najszczęśliwsi na świecie” w trzech
wersjach językowych: polskiej, rumuńskiej i węgierskiej.

Intensywność i ciężar pracy przy maszynach drukarskich i w introligatorni
wynagradzała młodym ludziom świadomość błogosławieństwa,
jakie przyniosła ta książka im samym oraz czego może dokonać
w życiu innych ludzi. Wynagrodzenie za pół roku pracy starczyło Markowi
jedynie na pierścionek zaręczynowy dla przyszłej żony, z którą do
dziś prowadzi zakład poligraficzny Logos w Cieszynie.
Książki umieszczone na paletach odbierały zazwyczaj małe ciężarówki,
by je rozwieźć do siedzib różnych misji w Europie Zachodniej. Organizacja
misyjna finansująca druk wersji polskiej zajęła się też dostarczaniem
książki do Polski. Na początku robiono to aż tak ostrożnie,
że umieszczano je w metalowych puszkach z etykietami artykułów
spożywczych. Specjalnie do tego celu dostosowano format (11×15 cm)
i rodzaj okładki, aby można było książki zwinąć i po kilka umieścić
w puszce. Później przewożono je do różnych krajów samochodami
turystycznymi, tzw. kamperami. „Przemytnicy” przyjeżdżali do drukarni,
gdzie godzinami pakowano książki do skrytek. Wprost trudno
uwierzyć jak wiele się ich mieściło w tak przygotowanym samochodzie.
Tymi „przemytnikami” bywali Skandynawowie, Holendrzy, Belgowie
i Niemcy.

Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa czwartego departamentu Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych zajmującego się walką z „antypaństwową”
działalnością kościołów i związków wyznaniowych, nie wiedzieli,
że za tym przedsięwzięciem stał Jan Wojnar. Wiedzieli tylko, że
rozpoczął organizowanie w restauracjach ewangelizacyjnych bankietów
dla tzw. ludzi biznesu.
Były to w ówczesnych realiach wydarzenia niezwykłe. W eleganckich
salach hotelowych lub restauracjach, przy zastawionych stołach, słuchano
opowieści o Jezusie obecnym w codziennym życiu ludzi różnych
zawodów. Zazwyczaj świadectwami dzielili się Polacy. Sporadycznie
pojawiali się też mówcy zagraniczni. Zawsze towarzyszył temu wspólny
śpiew przy akompaniamencie instrumentów i prowadzony przez
zaproszonych wokalistów.

Po pewnym czasie Jan (wraz z Romanem L.) wystąpił o zarejestrowanie
tej działalności. Wtedy stał się obiektem zainteresowania funkcjonariuszy
Służby Bezpieczeństwa. Musiał z nimi odbyć wiele rozmów.
Jak nam opowiadał, prosił w tym czasie Pana, aby albo uwolnił go
od strachu przed nimi, albo też zabrał mu pragnienie dalszego prowadzenia
tej działalności. I pewnego dnia werset z Ewangelii wg Łukasza
mówiący o tym, by nie bać się tych, którzy mogą zabić ciało, ale
nic więcej nie są w stanie uczynić, pozbawił go strachu. Odtąd inaczej
czuł się podczas rozmów. Nieraz żartobliwie napomykał o swoim szefie
(w domyśle: Bogu) i Jego potężnej siedzibie, czyli niebie.
Po pewnym czasie starań o rejestrację polskiego oddziału Międzynarodowej
Społeczności Biznesmenów Pełnej Ewangelii prawie już uzyskano
zgodę, jednak pod warunkiem, że w nazwie nie będzie wyrazu
„międzynarodowa”. Jan i Roman skonsultowali to z mieszkającym
w Anglii przedstawicielem Społeczności na Europę i po pewnym czasie
otrzymali odpowiedź, że centrala w USA uważa, iż nazwa musi zawierać
ten wyraz, inaczej zniknie namaszczenie. Nie było więc innego
wyjścia, jak nadal działać nielegalnie. I o dziwo, ta nieoficjalna 
działalność
polskiego oddziału była przez władze tolerowana.

Z perspektywy lat można z całą pewnością powiedzieć, że nie do przecenienia
jest znaczenie wizji udzielonej kiedyś Demosowi przez Ducha
Świętego. Mnóstwo ludzi w naszym kraju doświadczyło duchowego
ożywienia dzięki Duchowi Świętemu przejawiającemu swoją obecność
podczas spotkań Społeczności oraz lektury książki. Wraz z dwiema innymi:
„Oni mówią innymi językami” oraz „Krzyż i sztylet” książka ta
weszła do swego rodzaju kanonu polskiego charyzmatyka w tamtym
czasie. Do dzisiaj spotykamy ludzi z różnych kręgów kościelnych, którzy
mają je w swoich biblioteczkach i doceniają ich znaczenie i wpływ
na swoje życie duchowe.

Od siebie dodamy, że doznawaliśmy ogromnej radości pracując nad tekstem
prawie czterdzieści lat temu, a też i teraz – przy kolejnym wznowieniu.
Mamy nadzieję, że również nowe pokolenie, szczególnie ludzi
urodzonych już w XXI wieku, zapoznając się z tym, co było znaczące
dla ich dziadków i rodziców, sami też doznają wszechogarniającego
wpływu Tego, który „zawsze jest ten sam, wczoraj, dziś i na wieki”.

Ludmiła i Kazimierz Sosulscy
Wielkanoc 2016 roku

Waga 0,3 kg
Shopping Cart